Wieczór. Leżysz trochę zmęczona na plecach, pod głową masz małą poduszeczkę. Oczy powoli przymykają się w wyrazie ukojenia i spokoju. Małe szparki, pozostałe z niedomkniętych powiek pozwalają na obserwację niesamowicie zręcznych palców wydobywających boskie dźwięki drżących, prawie tak bardzo jak i ty, strun. Odpływasz myślami gdzieś daleko poza ściany tego pokoju, a palce nie przestają zaczepiać twardych strun. Nagle uświadamiasz sobie, że nie widzisz Jego twarzy, więc zrywasz się i siadasz obok po turecku, z uprzednio podłożoną pod głową poduszką, tym razem ściskając ją kurczowo przy klatce piersiowej. Tak jakbyś chciała wytłumić walące z niepowstrzymaną siłą serce, naiwne, czyz nie?
Oglądacie film. Leżysz osłonięta jego ramieniem. Jesteś bezpieczna, żadne final destination Ci nie grozi. Słyszysz jego ciepły oddech, wydychany dwutlenek węgla wplątuje się w Twoje włosy, jakby zagubiony w obcym świecie. Nie obchodzi Cię film i jego głupia fabuła. Najchętniej zamknęłabys oczy i modliła się w duchu, żeby chwila ta trwała wiecznie i nigdy się nie kończyła.
Budzisz się w nocy. Jest Ci gorąco, ale dobrze. Idealnie. Podnosisz głowę, jakbyś chciała się upewnić, że to na pewno On. Wisisz tak chwilę bezwiednie w powietrzu wpatrując się w Jego delikatne rysy. Twój macho w czasie snu zamienia się znów w małego chłopczyka, któremu nie możesz dopuścić, żeby coś się stało i swoją lichą, ale silną piersią bronisz go aż do upadłego. Gdy w końcu rozpłyniesz się całkiem na odgłos jego miarowego, głębokiego oddechu kładziesz się z powrotem pod jego ramieniem i wtulasz trzy razy mocniej, niż poprzednio. Jakby siła ta miała pokazać jak bardzo go kochasz. Nagle coś zaskakującego. Czujesz, że ten senny mały chłopczyk przeobraża się momentalnie w Twojego anioła stróża, który przez sen - a może i nie... - odwzajemnia Twój lichy, jak na jego posturę, uścisk.
Wreszcie otwierasz rano zaklejone śpiochami oczy. Przypominasz sobie, że to wszystko Ci się śniło. Ale jak to możliwe? Czy ten sen mógłby być aż tak realistyczny? Przechylasz głowę i oczom Twoim ukazuje się najpiękniejszy poranny widok, jaki tylko mogłabyś sobie wymarzyć. Wpadające promienie słoneczne, odbite dodatkowo przez szyby bloku naprzeciwko i rozproszone przez cienki materiał zasłonki okiennej padają na Jego spokojne, pogrążone we śnie rysy twarzy. Aż chciałabyś go obudzić słodkim całusem przypieczętowującym Twój ogromny entuzjazm. I tutaj najgorszy fragment tej całej historii... zaczynasz bić się z myślami - co owy luby sobie może pomyśleć. Przecież jesteście tylko... no właśnie. Kim Wy dla siebie jesteście? kolegami? czy koledzy nadstawiają karku, żeby tylko móc zostać z tobą przez całą noc? przyjaciółmi? czy przyjaciele tak na siebie patrzą? parą? ... czy para może być aż tak powściągliwa i wstydliwa, żeby bać się nawet dać buziaka w policzek?
Potem przez cały dzień nie dajesz mu spokoju. Dzwonisz, możecie nawet nie rozmawiać o niczym istotnym, to nie ważne. Ważne, że słyszysz jego głos, czujesz jego obecność gdzieś w okolicach ucha. Możecie nawet milczeć. Wówczas i tak słyszysz jego miarowy oddech. A to wystarczy, żeby się szeroko uśmiechnąć. Przez cały dzień nie możesz skupić się na niczym innym. Sesje zdjęciowe, wizaże, rozmowy z rodzicami, wielkie sprzątanie. Jakoś nie masz do tego siły. Wszystko skupia się na jednym. Na nim. Mój słodki miś. D.